Przerwa w drzemce

Data:

I
W najnowszym "Przekroju" Roman Gutek opowiada m.in. o początkach ENH. Pamiętam znakomicie ten pierwszy festiwal. Mieszkałem wtedy w Sanoku.

II
Przez kilka dni nie poznawałem swojego miasta. Sanockie ulice zaludniały się grubo po zmroku, wraz z zakończeniem ostatnich projekcji, a w knajpach zamiast o dupie Maryni, ludzie rozmawiali o Jarmushu i Mekasie. Miejsca w przestrzeni miasta dotąd martwe - ożywały. Gutek sprawił na przykład, że strasząca od dekad stalowa konstrukcja w środku miasta zamieniła się w plenerowe kino. Na seanse w Kinie Pokój, na które przychodziło do niedawna po 8-10 osób, teraz waliły tłumy (ech, te projekcje w nieklimatyzowanej sali!).
W małym podkarpackim Sanoku przez kilka dni klimat przypominał trochę uniwersyteckie ośrodki, trochę - offowe komuny.

III
Sam wtedy obejrzałem ledwie kilka filmów: "Ciszę" Rosy (ten film otwierał festiwal), "Egositów" Trelińskiego, "Piwne rozmowy braci McMullen", jakiś film Jarmusha... Najbardziej jednak zapamiętałem z festiwalu film zamykający imprezę: "Requiem dla snu". Rzadko ogląda się tak poruszające kino. Choć właściwie "poruszające" to za łagodne słowo, właściwsze byłoby: "walące piąchą między oczy".

IV
Ostatniego dnia festiwalu Roman Gutek spotkał się z widzami. Podsumował imprezę. Pamiętam, że rozmawiał z nami jak z partnerami: bezpośrednio, szczerze. Do tego stopnia, że powiedział ile musiał dołożyć do imprezy (pamiętam kwotę: 50 tys. złotych).
Szef Gutek Film, nie mówił tego wprost, ale czułem, że to pierwsza i ostatnia edycja Nowych Horyzontów (festiwal nie miał jeszcze wtedy sponsora) w moim mieście.

V
Festiwal się skończył. Sanok znów zapadł w swoją słodką drzemkę.
Roman Gutek przeprowadził swoją imprezę do Cieszyna, potem do Wrocławia.
Ja przeprowadziłem się do Warszawy.
Dziś czytam wywiad w "Przekroju".
Przypomina mi się tamten lipcowy tydzień w Sanoku.
I uświadamiam sobie, że to wszystko działo się 10 lat temu.